Doszedłem do tego wniosku zastanawiają się, dlaczego to już mój piąty blog i prowadzenie wszystkich poprzednich kończyło się porażką. Czas spuścić trochę pary i zacząć działać na spokojniejszych obrotach. Zdecydowanie.
Przygodę z blogowaniem
zaczynałem już wielokrotnie. Mój najpierwszy blog miał być o
mojej opinii, ale po pierwszym wpisie zaczął mi wychodzić blog o
ciekawych ludziach. Pisałem wtedy o Marii Jose Cristernie, czyli
Kobiecie Wampirze. Nie kontynuowałem chyba z lenistwa i braku
samozaparcia. Projekt padł.
Potem stworzyłem
Jokerka. Planowałem pisać o kulturze, ale szybko rozszerzyłem
tematykę o... hmm... komentarze do aktualności? Coś takiego. Nie
pamiętam, o co mi wtedy chodziło. Kolejny projekt padł.
Trzeci blog „Aktualnie
Pozytywnie” powstał po przeczytaniu przesączonego jadem
wstępniaczka Tomasza Lisa do któregoś wydania Newsweeka. Od razu
potem wpadłem na fragment wypowiedzi dawnej pracownicy portalu
plotkarskiego. Zdradziła, że głównym zadaniem ludzi na jej
stanowisku jest, by czytelnik po zamknięciu artykułu był święcie
przekonany, że wszyscy bogacze są do końca zepsuci, a sukces
osiągnęli dzięki oszustwom i żerowaniu na zwykłych ludziach. Z
dwojga złego już lepiej oglądać Celebrity Splash, niż siedzieć
na Pudelkach. W każdym razie, chciałem stworzyć bloga, który
będzie opozycją dla negatywnych mediów. Bardzo ambitne. Aż za bardzo. Zacząłem działać bez większego zastanowienia. Dodałem
kilka wpisów i zrezygnowałem. Padł. A szkoda, bo byłem bardzo zajarany tym pomysłem.
Potem był Geek na dziś, w
których chciałem pisać w wszystkim co lubię, co mnie kręci i czym
się jaram. Zapowiadał się całkiem nieźle. Początkowo treści były na niezłym poziomie, ale publikowałem tylko raz w tygodniu, by nie czuć presji. Chciałem postawić na to, by teksty było dobre, nie na ich ilość. Pewnie nawet przerzucę jeden lub dwa tutaj. Cztery posty i koniec. Planowałem pisać o swoich zajawkach popkulturowych i pokazać światu, jakim geekiem i nerdem jestem. No... z tym, że nie jestem, więc dość szybko zmęczyło sztuczne nakręcanie się na geekowy styl bycia. W związku z powyższym... blog padł.
Za każdym razem gubił
mnie nadmiar ambicji, a dokładniej wygórowane oczekiwania względem
początków. Chciałem już na starcie stworzyć bloga, który będzie
tak dobry, jak te najlepsze w polskiego blogosferze. Pod względem
jakości treści, doboru tematów, szaty graficznej. Bez żadnych
zmian potem, bo od początku wszystko miało być na tip-top. Jakikolwiek rozwój nie wchodził w grę, ponieważ doskonałość miała być osiągnięta już na starcie. Kończyło się na tym, że prowadziłem bloga dla samego bloga.
Byłem chory z każdym razem kiedy miałem zacząć pisać lub
chociaż szukać tematów na wpis. Nie chodzi już nawet o brak przyjemności płynącej z pisania, a o wielką nieprzyjemność, która się z nim wiązała. Chciałem prowadzić bloga, ale
robienie tego bardzo mi się nie podobało. Koncentrowałem się na wszystkim, co było dla bloga drugorzędne -wszystkim, co nie było pisaniem. Zmieniałem logo, wybierałem grafiki do kolejny tekstów, wstawiałem odnośniki do portali społecznościowych, zmieniałem zdjęcie w tle na fejsie, a stare, nieświeże teksty wciąż wisiały na stronie głównej i zaczynały już śmierdzieć. Odwlekałem weryfikację faktu, że mój blog nie jest tak dobry jak te, które sam czytam.
Tym razem podchodzę na
większym luzie. Pisanie tego bloga nie jest celem samym w sobie. To
tylko syntezator moich rozkmin i miejsce gdzie zamieszczam swoje
dłuższe teksty. Nie zmienia to faktu, że zamierzam dążyć do
tego, by blogować coraz lepiej, ale wszystko w granicach
umiejętności i możliwości (które jestem w stanie poszerzyć). Bez spiny. Powoli i metodycznie do przodu. Jest bardzo wiele do zrobienia, więc przesadne nakręcanie się doprowadzi tylko do przestrzału motywacji i wtedy nie zostanie już nic. Początki rządzą się
prawem niedoskonałości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz