
Czy
powinienem się o siebie martwić z powodu faktu, że Hannibal i
Frank Underwood imponowali mi cechami, które czyniły ich
psychopatami? Obu panów łączy brak odczuwania lęku, dążenie do
celu za wszelką cenę, robienie tylko tego co opłacalne, charyzma,
wypranie z emocji oraz brak hamulców moralnych. Umówmy się, że
nie wszystkie te cechy mi imponują, ale większość z nich i w
znacznym stopniu. Trudno mi jakoś zaakceptować fakt, że to
zaburzenia psychiczne.
Sprawdziłem
kilka definicji terminów związanych z psychologią żeby poszerzyć
wiedzę o tym, co znajduje się po jednaj, a co po drugiej stronie
granicy. Baza zaburzeń psychicznych jest stale rozbudowywana i
niebawem nie będzie już niesklasyfikowanych dysfunkcji, zachowań
czy cech. A może już takich nie ma? Wygląda na to, że chyba już
nie. Sprawdziłem osobowości dyssocjalną (psychopaci) i osobowość
narcystyczną. Obie zaliczają się to tej samej grupy zaburzeń
struktury osobowości, czyli zaburzeń psychicznych, które wynikają
z naszej osobowości. W takim razie to jednocześnie osobowości i
zaburzenie psychiczne. Granica poszła się... no. Swoją drogą
zaskoczyło mnie, że jeśli ktoś jest narcyzem to cierpi na
zaburzenia psychiczne. Wychodzi na to, że bycie nienormalnym to
norma. Nie ma się czym przejmować.
Z
ciekawości sprawdziłem jeszcze schizofrenię, która zalicza się
do psychoz, czyli w skrócie, gdy widzimy to czego nie ma. Temat
zainteresował mnie po obejrzeniu filmu „Piękny umysł”, który
pewnie wrzucę do „Zimowego posumowania...” więc nie będę się
jeszcze o nim za bardzo rozpisywał. Historia przestawia człowieka,
który potrafił prowadzić życie profesora i wykładowcy widząc
ludzi, który w rzeczywistości nie istnieli. Okazuje się, że nawet
z cięższymi zaburzeniami da się przetrwać.
No
właśnie. Schizofrenia to zaburzenie psychiczne (z kategorii
psychoz). Tak oto w tym samym worku mamy narcyzm i schizofrenię.
Dość odległe od siebie... hmm... dysfunkcje? Już nie wiem jakich
nazw używać.
Tu
nasunęło mi się kolejne pytanie. Gdzie jest druga granica zaburzeń
psychicznych? Tam gdzie zaczynają się już choroby. Wziąłem więc
pod lupę alzheimera. W definicji pada już słowo choroba, a nie
zaburzenie. Mógłbym stwierdzić, że choroby pojawiają się tam
gdzie dochodzi do zmian neurobiologicznych w mózgu. Niestety to nie
tak proste. Wszystko (od emocji przez zaburzenia psychiczne po
choroby) ma swój biologiczny obraz w naszym mózgu.
Dochodzę
więc do wniosku, że gdyby stworzyć mapę zaburzeń psychicznych to
granica od strony osobowości byłaby rozmyta, niepewna lub w ogóle
by nie istniała. Natomiast od strony chorób to już zależy od
definicji poszczególnych przypadków.
W
przerwie między snuciem moich rozważań chciałbym zauważyć są
to właśnie rozważania i poszukiwania, a nie tekst naukowy. Ja tu
sobie szukam, kopię i dzielę się znaleziskami. Nie piszę artykułu
popularnonaukowego, więc jeśli masz jakieś zarzuty tego typu i
chciałbyś mi je postawić to skorzystaj proszę z czerwonego iksa w
górnym prawym rogu. On zaprowadzi się w odpowiednie miejsce, czyli
daleko stąd.
Choć
jeśli znajdziesz gdzieś jakiś błąd to pisz śmiało. Oszczędzę
twoje życie.
Kontynuując.
Kiedy już myślałem, że mam jako takie pojęcie odnośnie tego co
jest czym, pojawiło się uzależnienie od alkoholu. Nie moje
oczywiście. O moim porozmawiamy innym razem. Pojawił się
alkoholizm jako taki, który jest zaburzeniem psychicznym.
Zaburzeniem psychicznym. Co w takim razie z uzależnieniem od fajek,
hazardu i pracy? Nikotynizm powoduje zaburzenia psychiczne, ale nie
pada stwierdzenie, że nim jest (chyba). Uzależnienie od hazardu
jest zaburzeniem nawyków (kolejna kategoria, której nie będę
zgłębiał, bo nigdy nie skończę tego tekstu). Pracoholizm z kolei
to uzależnienie psychiczne, a uzależnieni jest cholernie wiele
rodzajów (fizjologiczne, psychiczne, behawiorystyczne). Kolejna
studnia bez dna.
Zaczynam
już przechodzić na inne dziedziny wiedzy i wybiegać w obszary, z
których mogę nie wrócić. Cofnę się więc do podstaw, czyli
tytułu i podsumuję może jakoś ładnie całości, żeby pokazać
jak wspaniale się razem bawiliśmy. Szaleństwo.
Kilka
wniosków. Jeśli jest coś z nami nie tak, to wszystko w porządku.
Zaburzeń i dysfunkcji jest tak wiele, że każdy może mieć swoją
własną. Powinniśmy się o siebie martwić dopiero gdy okaże się,
że nie mam żadnych zaburzeń. To oznaczałoby, że coś z nami nie
w porządku, czyli wszystko okej. Gdzieś po drodze zacząłem się
zastanawiać skąd u mnie i u innych potrzeba wyznaczania granic i
dokładnego klasyfikowania wszystkiego. Chorobliwa potrzeba ładu?
Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne? Też jakieś.
Nazywanie
konkretnych... rzeczy (kończą mi się słowa) musi brać pod uwagę
naukowość oraz poprawność polityczną. Nazewnictwo musi być
zgodne z nauką, a nauka musi uważać właśnie na poprawność
polityczną. Transseksualizm, narcyzm, dewiacje seksualne,
uzależnienie od słuchania muzyki (też istnieje), pracoholizm,
biseksualizm. Które otrzyma nazwę zaburzenia psychicznego? Które
choroby psychiczne, a które będzie totalnie w normie?
O
tym decyduje raczej poprawność polityczna, niż nauka.
Koniec!
Czujecie się mądrzejsi?
Pewnie
nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz