środa, 20 maja 2015

Powody, dla których piszę zwięźle


Mógłbym streścić cały ten tekst tylko w tym krótkim wprowadzeniu. Szybko wypisać wszystkie powody bez rozwijania ich i postawić kropkę ostateczną. Nie robię tego tylko dlatego, że trochę się pilnuję żeby te teksty jednak nie mieściły się na kawałku papieru toaletowego. Automatycznie wychodzi mi pisanie zwięźle, bo wyznaję zasadę, że im krócej tym lepiej i pisarz powinien dążyć do minimalizmu składniowego. A może nie?


#1. Jestem leniwy i mi się nie chce

I oto zaczynamy z pierwszym powodem. Będzie mnóstwo zabawy. Otwórzcie najlepsze wino. No. Patrzę z szeroko otwartymi oczami na ludzi pracowitych, którzy przykładowo spędzają kilkanaście godzin pracując nad tekstem, z czego dwie lub trzy to samo pisanie, a pozostała część polega na przygotowaniu materiałów. Tak robi Michał Kędziora z bloga Mr. Vintage. Podziwiam. To musi być tytan ciężkiej pracy. Kiedyś regularnie odwiedzałem jego bloga, ale tylko dlatego, że Michał znajduje się w czołówce polskich blogerów i przez wiele lat jeśli ktoś mówił o modzie męskiej w blogosferze to mógł mówić tylko o nim. Moda męska to jednak nie moja zajawka, więc odpuściłem, ale Michał nadal tworzy bardzo interesujące treści, do których czasem zaglądam.

Najchętniej spędzałbym cały dzień na oglądaniu filmów, seriali i czytaniu książek, ale w ten sposób bardzo szybko można popaść w marazm, a to jest chyba bardziej nieprzyjemne, niż ciążka praca. Spędzenie kilku lub kilkunastu godzin na pisaniu to nie tak straszna alternatywa w porównaniu z paskudnym uczuciem znudzenia światem jakie towarzyszy marazmowi.

Fajnym środkiem przeciwbólowym na pracę nad tekstem jest świadomość, że w sumie mogę to odłożyć na chwilę, odpocząć, zająć się czymś innym. Bardzo łatwo mylę to, co chcę zrobić z tym, co muszę zrobić i w ten sposób sam nakręcam się na niechęć do tego, czego chcę. Paradoks. Chyba to mnie najbardziej kręci w byciu blogerem i pisarzem. Świadomość, że ja nic nie muszę i nic się nie stanie jeśli popracuję wieczorem, a nie rano lub prześpię cały dzień i będę pisał w nocy. Niesamowita świadomość wolności. Z tą świadomością nawet masa pracy to pikuś.


#2. Jestem niecierpliwy i chcę szybko opublikować

Odkładam wszystko na później, na ostatnią chwilę i kiedy siadam już do pisania tekstu to jest mi on potrzebny na dzisiaj, na teraz, na za godzinę, ale najlepiej to na wczoraj. Zapierdzielam wtedy z pisaniem zerkając co chwile na zegarek, bo za trzydzieści sekund mam coś ważnego do zrobienia. W efekcie końcowym widać to, że tworzyłem artykuł pod presją czasu i jak najszybciej chciałem się go pozbyć. Tekst powstaje wtedy na odwal się. Jest jak rozgrzane żelazo, które trzymam w rękach i chciałbym jak najszybciej wypuścić. Pisząc, niecierpliwie czekam na moment, w którym wszystko będzie gotowe, dodane, ustawione i będę mógł nacisnąć przycisk Publikuj. To odbiera całą zabawę płynącą z tworzenia tekstu, a cały proces znów zmienia się w przykry obowiązek.

I po raz kolejny pomaga świadomość, że nic nie muszę. Jeśli nie opublikuję dzisiaj to jutro. Jeśli nie rano to popołudniu lub wieczorem. W ten sposób jednak łatwo dojść do predestynacji, czyli odkładania wszystkiego później. Nie tędy droga. Chodzi o to by się nie spinać z pisaniem i dać sobie dużo luzu, bo mogę spędzić na tym nawet cały dzień, a co sobie zaplanowałem na dziś zrobię jutro. Albo posiedzę dłużej dziś, albo jutro wstanę wcześniej. Niestety, tę wolność nie każdy ma i (znów) to mi się cholernie bardzo podoba w tym zawodzie.


#3. Mam wrażenie, że się powtarzam i leję wodę

To trochę szkolny sposób myślenia. Kiedy piszesz jakąś pracę to najważniejsza jest wartość merytoryczna, a wszystkie fajne dygresje, które chciałbym zawrzeć może i są ciekawe, przyjemniej się czyta i tak dalej, ale na ocenę nie wpłyną. Nie zawsze. Więc to lanie wody to wrzucanie do tekstu wszystkiego tego, co nie podniesie mi oceny. Szkolny styl pisania to pierwsza rzecz, której bardzo chciałem się pozbyć z mojej pisarskiej maniery, kiedy zacząłem przygodę z blogami. Trochę mi się to w sumie udało, bo mój styl stał się bardziej potoczny i przypomina bardziej język mówiony, a nie pisany. Poza tym nie zastanawiam się nad zdaniem przez pięć minut tylko piszę spontanicznie. W rozwlekłym pisani nie ma nic strasznego, o ile ktoś nie stosuje totalnie napakowanych form językowych, których czytanie sprawia ból fizyczny.

Poza tym, mam jeszcze tendencję do mówienia (lub pisania) tego samego jeszcze raz, ale w inny sposób. Robię tak kiedy mam wrażenie, że odbiorca nie do końca zrozumiał, co mam na myśli. Wydaje mi się wtedy, że jeśli powtórzę to samo używając innych słów, to ten ktoś zyska pełniejszy obraz tego, co chcę przekazać. Bullshit, jak nie zrozumiał, to nie ma co się starać.


#4. Mam bardzo zwięzły styl i lubię się pozbywać tego, co niepotrzebne

Trochę o stylu mówiłem już w poprzednim punkcie. Jeśli nowe zdanie nie wnosi nowej wartość to nie powinno się znaleźć w tekście. To niekoniecznie dobre podejście, bo to czyni tekst zlepkiem wartościowych zdań, które mogłyby funkcjonować osobno i zaburzona zostaje spójność lokalna. Taki domek z cegieł poukładanych bez zaprawy murarskiej... Ależ dziś jadę metaforami. Zostałbym poetą, gdyby nie moja niechęć do poezji.

Nie lubię pierdółek i usuwam ze swojego otoczenia wszystko to, co niefunkcjonalne. Na moim biurku nigdy nie leży żadna rzecz, która nie jest mi w tym momencie pilnie potrzebna do ratowania świata, a jedyne bibeloty jakie uznaję na półkach to książki lub rzeczy, które spełniając jakąś funkcję, np. zegarek czy piórnik.

Przeczytałem też gdzieś kiedyś, że pisarz powinien dążyć do minimalizmu językowego i nadal się z tą opinią zgadzam, tylko może źle ją interpretowałem. Sądziłem, że to działa na poziomie całości tekstu i jeśli mam poruszyć jakiś temat to muszę go ująć zwięźle jak Pawlikowska-Jasnorzewska. Przez to moje teksty traciły nie tylko na formie, ale i na treści. Chodzi jednak o to...
Wait... 
Tak szczerze, to nadal nie do końca wiem jak to rozumieć. Z tymi radami dotyczącymi pisania jest tak, że jak się ktoś nie zastosuje do jednej lub dwóch to świat się nie skończy. Ważniejszym od czytania i przestrzeganie tych wszystkich, wspaniałych złotych myśli jest samo pisanie. Po prostu pisanie, bo co z tego, że przeczytasz dziesiątki poradników odnoście pisania, jeśli w życiu nie napisałeś nawet jednej strony.


#5. Uwielbiam robić sobie przerwy

Nie jest to może jakiś bardzo istotny powód, dla którego piszę krótkie teksty, ale ilość czynności, które wykonuję międzyczasie rozciąga pisanie do kilku godzin. Przykładowo, w czasie pisania tego artykułu odnowiłem licencję antywirusa, zrestartowałem laptopa, wypiłem kawę, zrobiłem koktajl i wypiłem go oraz przeczytałem jakieś dwa inne teksty w internecie. Szalenie interesujące, prawda? Nie potrafię usiąść i pisać od początku do końca bez wstawania co chwilę, po coś. Wydaje mi się, że taki już mój sposób tworzenia. Odrywam się od pisania co jakiś czas by odsapnąć. Bo mogę.

To też sprawia, że po pewnym czasie mogę spojrzeć bardziej krytycznie na to, co napisałem. Poprawić kilka rzeczy, coś dodać lub wyrzucić. Krótsze i dłuższe przerwy niwelują też niecierpliwości i palącą potrzebę publikacji. Mogę zostawić tekst na kilka godzin, potem wrócić do niego i dopisać trzy zdania.


I oto najdłuższy tekst na tym blogu wyjaśnia dlaczego nie piszę długich tekstów. To nie tylko wyjaśnienie, ale też moje rozprawienie się z czynnikami, które blokują mój proces twórczy. Koniec końców, krótkie teksty też są spoko. Nie z każdego tematu da się wycisnąć dwie strony A4... Albo inaczej. Da się, ale wtedy tekst czyta się, jakby napisał go Marcel Proust. 

1 komentarz:

  1. "Patrzę z szeroko otwartymi oczami na ludzi pracowitych, którzy na przykład spędzają kilkanaście godzin pracując nad tekstem" - mam to samo. Zresztą nie tylko w odniesieniu do tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń