czwartek, 3 grudnia 2015

Jesienne podsumowanie książek i filmów


Dla mnie nowa pora roku zaczyna się pierwszego. Grudnia, marca, czerwca lub września. W związku z tym mamy zimę. Dziś będzie kulturalnie, pozytywnie i lajfstajlowo. Zestawienie trzech najlepszych książek i trzech najlepszych filmów, przez jakie przebrnąłem tej jesieni. Trójka to taka ładna i przyjazna cyfra. Tekst lekki, przyjemny i odprężający. Pisanie go będzie spacerkiem. Bez zbędnego przedłużania. Zaczynajmy. Let's have some fun!

Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa” -Haruki Murakami
Na początku wspomnę tylko, że twórczość Murakamiego opisywałem już na Kulturalnych przy Kawie. Poznajemy historię chłopaka, który traci nagle wszystkich swoich przyjaciół, załamuje się emocjonalnie i po wielu latach (już jako dorosły człowiek) postanawia dowiedzieć się, dlaczego w młodości został opuszczony. Czytając o sporym fragmencie czyjegoś życia zaczynamy nabierać dystansu do własnego. Podobnie sytuacja ma się gdy poznajemy dokładnie historię czyjegoś załamania, które było bardzo głębokie i trwało wiele lat. Nabieramy dystansu do własnych gorszych humorów.
Kiedy czytam dialogi napisane przez Murakamiego mam lekkie ciary, ponieważ relacje między jego postaciami wydają mi się pozbawione emocji. Może to kwestia dojrzałości lub różnic kulturowych, ale odczuwam lekki niepokój gdy dwoje bohaterów rozmawia ze sobą. Nie chcę powiedzieć, że są pozbawieni wyrazu lub nudni, ale brak mi u nich człowieczeństwa. To raczej specyfika twórczości, niż wada. Z drugiej strony imponuje mi ich spokój i pracowitość. Nie mam jednak pewności, gdzie kończą się cechy charakterystyczne dla Japończyków, a zaczynają te popularne u postaci Murakamiego.
Haruki jest zawsze dobry, jeśli chce się szybko połknąć jakąś książkę.

Einstein. Jego życie, jego wszechświat” -Walter Isaacson
Zaczytując się w biografii słynnego fizyka również zapragnąłem zrobić karierę naukową. Z czasem mi na szczęście przeszło, bo to nie jest to, co chciałbym robić w życiu, ale konsumowane książki dość mocno i krótkoterminowo na mnie wpływają. Oglądanie życia Alberta też dało mi trochę dystansu do świata, ale o dziwo mniej, niż w przypadku „Bezbarwnego Tsukuru...”. Brnąc przez już kolejną biografię wielkiego człowieka, doszedłem do wniosku, że jedną z wielu podstaw geniuszu jest robienie tego, co nam sprawia przyjemność i olewanie tego jak to jest przyjmowane. Wielcy ludzie mają wywalone na wiele rzeczy, koncentrują się na swoich sprawach i robią swoje. To jednak trochę za mało, by być geniuszem. Z resztą, to opinia publiczna decyduje, kto nim jest, a kto nie.
Einstein stworzył zupełnie nową jakość jako naukowy celebryta. Ludzie interesowali się nim i jego życiem nawet jeśli nie mieli pojęcia o fizyce. Teraz też tak jest. Patrz: ja się nim interesuję. Albert nabrał wyrazistości jako naukowiec oderwany od rzeczywistości oraz pacyfista, któremu brak małostkowości zabraniał zachowywania swojego zdania dla siebie, gdy wymagała tego sytuacja.
Widząc jego biografię na półce doszedłem do wniosku, że muszę nakarmić nią mój mózg. Poszerzyłem trochę swoją wiedzę z zakresu fizyki, ale nadal nie rozumiałem mnóstwa naukowych stwierdzeń, których pełno w książce. I tak było zabawnie, a nawet ciekawie.

Thorn” -Jason Hunt
Książka, którą czytał każdy bloger, vloger lub inny internetowy twórca. Kupowana nie dlatego, że jest arcydziełem polskiej literatury, ale dlatego, że napisał ją Tomek Tomczyk. Każdy jego czytelnik, zna historię powstawania tej książki, nawet z czasów gdy autor porzucał ją, bo nie spełniała jego oczekiwań. Wszyscy wiedzieliśmy, że ta książka nadejdzie, tylko nie wiedzieliśmy kiedy. Śledząc Tomka w mediach społecznościowych można było się dowiedzieć, że wstaje o trzeciej w nocy by zacząć pisać, choć nie musi. Książka była bliska czytelnikom jeszcze zanim zaczęła powstawać.
Oczywiście nie wystarczyło tylko stworzyć nowej książki. Potrzeba czegoś więcej. Powstał nowy gatunek, czyli powieść motywacyjna. Po wpisaniu tego hasła w Google, 90% to recenzje „Thorna”. Tomek znalazł bardzo ciekawy i skuteczny sposób na pokazanie, że jego książka jest lepsza od wszystkich innych. Jedyna w swoim gatunku. Publikacja w wielkim stylu.
Powieść sama w sobie jest bardzo blogerska. Wiele informacji, motywów i poglądów, które w niej widać pojawiło się już miesiące lub lata temu na blogu Tomka. Bywają momenty w książce, kiedy autor przestaje opowiadać o wydarzeniach i akcji, a zaczyna przekazywać swoje myśli, jakby pisał notkę na bloga.
Poza tym, książka jest zwyczajnie ładna.

W głowie się nie mieści” (2015)
Pixar stanął na wysokości zadania. Stworzył przeuroczą, przezabawną, przepiękną, prze, prze, prze... animację. Przedstawienie emocji jako małych stworzonek w naszych głowach mnie urzekło. Wydaje mi się jednak, że jest ich w bajce trochę za mało, ale te podstawowe, uniwersalne i uogólnione są. Gdyby się zastanowić, których brakuje to każda, na jaką wpadam może zostać przypisana jednej, z tych pięciu pokazanych.
Trafnie opisano emocje, funkcjonowanie mózgu i rozwoju emocjonalnego. Pomysłowe. Bajka budzi mój zachwyt na tyle, że trudno mi ją opisać bez przesadnych ochów i achów. Serio. Siedzę teraz nad notatkami i nie potrafię sklecić kilku sensownych i merytorycznych zdań, bo mam ochotę wypisać po prostu wszystkie jej zalety, a następnie podsumować szybkim „genialne, super, wspaniałe”. Anyway...
Moją uwagę przykuła głównie kreacja Smutku, która z początku pozornie nie spełniała żadnej funkcji (bo Smutek to „ona”). Radość dowodzi wszystkimi i sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Odraza i Strach pilnują bezpieczeństwa oraz trzymają nas z dala od nieprzyjemnych, niechcianych sytuacji. Gniew uwalnia się gdy jest naprawdę źle i trzeba postąpić stanowczo. Smutek jest marginalizowana, a Radość trzyma ją z dala od jakichkolwiek zadań. Dochodzi do sytuacji, w której Radość utrzymuje sztuczną atmosferę szczęścia, gdy jest coraz gorzej. W końcu wszystko pęka i długo duszona Smutek dochodzi do głosu wywołując falę płaczu, która pozwala pozostałym emocjom pracować poprawnie. Smutek spełnia podobną funkcję co Gniew. W sytuacjach kryzysowych daje sygnał, że coś jest nie tak i przywraca równowagę. Morał: nie da się być cały czas szczęśliwym, a smutek też po coś jest.
Całość jest psychologicznie interesująca, a pomysłowość twórców sprawiła mi wielką radość.

Jestem bogiem” (2011)
W oryginale „Limitless”, czyli jak to jest być człowiekiem nie ograniczonym przez bariery wewnętrzne. Mam ochotę postawić śmiałe, idealistyczne stwierdzenie, że jedyne ograniczenia, jakie posiadamy to te wewnętrzne, ale jednak nadal istnieje coś takiego jak determinizm, czyli czynniki niezależne od nas, które mają wpływ na nasze życie. Na przykład płeć, pochodzenie, sytuacja polityczna oraz moment historyczny w jakim przyszło nam się urodzić.
Wracając do filmu. Nowy, eksperymentalny narkotyk sprawia, że niespełniony pisarz staje się geniuszem. Widać, że jego zdolności intelektualne rozwinęły się znacząco, ale przede wszystkim bardzo wielu rzeczy zaczęło mu się chcieć i to jest według mnie kluczowe. Stał się człowiekiem idealnym, bo zniknęły ograniczenia w postaci strachu, lenistwa i braku wiary w siebie. Nagle mógł być każdym. Biznesmenem, pisarzem, politykiem, maklerem giełdowym.
Wydaje mi się, że w filmie pada stwierdzenie, że człowiek korzysta tylko z 10% swojego mózgu. To całkowita bzdura. Gdyby tak było to pozostałych 90% zwyczajnie obumarłoby. W przyrodzie nie ma rzeczy niepotrzebnych. To tak w ramach dygresji.
Film rozbudza marzenia o byciu człowiekiem idealnym. O wzniesieniu się ponad własne bariery. O tym, by nam się wszystko chciało. O staniu się machiną energii i aktywności. O zapale do robienia tych wszystkich wspaniałych rzeczy w życiu. O nieograniczonych możliwościach intelektualnych. Nudzi mnie to. Chcemy tego wszystkiego, bo uważamy, że wtedy nasze życie będzie idealne? Wyluzujmy więc. Jeśli nie możemy czegoś zrobić, to nie walmy głową w drzwi tylko szukajmy innej drogi albo innych drzwi. Jak się za bardzo napompujemy to będzie BUM!.
Jednak każdy z nas ma swoje niepokonane ograniczenia, nad którymi nie należy płakać, bo ścieżek jest tak cholernie wiele, że brak możliwości podążenia kilkoma to nie koniec świata. Nie chce Ci się robić tego, co robisz? Znajdź to, co będzie Ci się chciało. Nikt nie jest w stanie być jednocześnie pisarzem, politykiem, biznesmenem i maklerem giełdowym.

Królowa” (2009)
Obejrzałem ten film tylko dlatego, że potrzebowałem obrazka do tekstu o królowych małego ekranu, a postanowiłem, że będę używał tylko kadrów z filmów, które już widziałem. Taki kaprys.
Przy tym filmie mogę mieć podobny problem co przy „W głowie się nie mieści”. Mianowicie, zachwyca mnie brytyjskość bohaterów, obrazów, zachowań, mentalności, wyglądu. Wszystkiego. Pseudonim „Brytosz” nie wziął się znikąd. Postaram się jednak podejść do całości spokojnie i merytorycznie. Chyba.
Przemawia do mnie brytyjska powściągliwość, panowanie nad emocjami i oszczędność w ekspresji. Wszystkie te cechy zostały pokazane na przykładzie postaci królowej Elżbiety II. Swoją drogą ciekawie było zobaczyć jej rozterki i problemy, kiedy obecnie nie jest zbyt aktywną personą i tak naprawdę, to tylko sobie jest, ale nadal pozostaje cholernie istotną. Właściwie, wydaje mi się, że tak właśnie wygląda funkcja całej rodziny królewskiej. Bycie. Absolutnie nie neguję tego. Angielska arystokracja pełni rolę symbolu i silnego elementu tradycji.
Film pokazuje lekką rozbieżność (raczej nie konflikt, choć może) między szlachtą a ludem. Pada zarzut, że rodzina królewska jest oderwana od rzeczywistości Zjednoczonego Królestwa i nie ma pojęcia o Brytyjczykach. Zwłaszcza w chwili gdy ginie najbardziej niearystokratyczna arystokratka, czyli księżna Diana. Wtedy lud oburza się, że Elżbieta II zachowuje chłód i dystans wobec zaistniałej sytuacji. Czy zachowuje słusznie? Nie wiem. Czy lud słusznie się oburza? Nie chce mi się tego rozważać.
Film nawet interesujący, ale przyjemność sprawiło mi głównie obcowanie z brytyjskością.


Koniec z tym na dziś i na ten rok. Kolejne takie piękne podsumowanie pojawi się wraz z końcem ostatniego miesiąca zimowego, czyli na początku marca. A teraz idę nakarmić jednorożce małymi, słodkimi pandami. Będzie zabawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz